13 maja, czwartek
Komentarze: 1
Parszywy dzień, to był. A niby lubię 13-tkę, może lepiej napisać: lubiłam? Specjalnej uwagi nie zwróciłam, że to 13-go wypadało. Już z samego rana było źle. Obudziłam się, a tu - bum - i zły humor obecny. Obecny cały dzień w ciele i w duchu mym. Na zajęciach w pewnym momencie prawie się rozpłakałam. Jeszcze trochę i bym wyszła z sali ale jakoś się opanowałam. Przyjacółka, jeśli mogę w ogóle ją tak nazwać, omijała mnie szerokim łukiem.
Coraz częściej dochodzę do wnioski, że ja tak naprawdę nie mam przyjaciół, a tym bardziej przyjacółki, ani przyjaciela w jakiejkolwiek osobie. nawet psa nie mam, bo każdy dziwnym trafem ginie pod kołami pojazdów różnorakich. Ostatnio było zróżnicowanie, bo pies mój kochany został zagryziony przez innego psa-bydluna. Teraz dla odmiany mam kota i jeszcze żyje, chociaż raz już spadła z okna ale tylko z 1-go piętra.
Dzisiaj rano (14 maj) też miałam nieciekawy start. Obudziłam się i zaczęłam płakać. Kiedy się już wypłakałam, to było lepiej. Poszłam na zajęcia, a potem egzamin miałam. Po egzaminie musiałam facetce zapisać wszystkich prace na dyskietce, wrrrr. To jest wykorzystywanie :o/ Przez to wyszłam ostatnia i tu niespodziankę mi koleżanka zrobiła :o) Humor mi się poprawił na pewno. Otóż stała sobie na korytarzu z mnóstwem kolorowych balonów :o) Paradowałyśmy z tymi balonami, prawie po całym mieście, bo - jakby nie było - uczelnia jest na jednym krańcu miasta, a my mieszkamy na drugim krańcu tegoż samego miasta. Zastanawiam się, co ja zobię z tymi balonami. Chyba dzieciakom rozdam.
Teraz czas się pouczyć na jutrzejszy egz. z anglika.
Dodaj komentarz