paź 19 2005

Alabastrowy dzień.


Komentarze: 4

Dzisiejszy dzień minął mi, jak z bicza strzelił - szybko, gładko i dość przyjemnie.
Ładniutka pogoda była, słoneczna i pod bardzo błękitnym niebem.
Teraz siedzę sobie, słucham IRY i tęsknię "(...) do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych (...)".
A tak na serio, to tęsknię do mojego mężczyzny, którego widziałam ostatnio w sobotę.
Znam go zaledwie od dwóch miesięcy i trzecg dni i zaczyna mi go brakować na codzień, zaczynam tęsknić...
niewątpliwie coś zaczyna się we mnie rodzić, zaczyna rozkwitać pewne uczucie zwane miłością.
Aż się wystraszyłam tego uczucia. Przestraszyłam się raczej tego, że może to oznaczać koniec mojej wolności,
swobody, a początek jakichś zobowiązań. Powinnam być w siódmym niebie raczej niż zamartwiać się, ale ja kocham moją wolność.
Wszystko, to brzmi jakbym miała niedługo brać ślub, juz było wszystko ustalone, ale tak piszę, bo wiem, że on chce tego ślubu i choć nic nie jest jeszcze postanowione, to mi już to wierci dziurę w brzuchu.
Wiem, że ta miłość i ten ślub - jeśli faktycznie do niego dojdzie - nie oznaczają końca tej mojej całej wolności, może jedynie ograniczenie, ale i tak to dla mnie za dużo na dzień dzisiejszy.

pyl_na_wietrze : :
20 października 2005, 00:03
Miłość... Ciągle niezdefiniowana, ulotna i piękna...
19 października 2005, 22:06
z uczuciami to tak ostrożnie, delikatnie...
karolina
19 października 2005, 21:43
ojej, ja w wakacje zobaczyłam ślicznego chłoapka i zapomnieć o nim nie moge!!!
Zapraszam do mnie!!
Kumcia
19 października 2005, 21:06
To normalne,ze tesknisz!:)a z czasem coraz bardziej ..Tak nie oznacza konca wolnosci..A ograniczenia?ludzie zakochanym one nie przeszkadzaja,moze czasami..ale co to kilka wyrzeczen dla tak pieknego uczucia!

Dodaj komentarz