Archiwum luty 2006


lut 04 2006 Pogoda.
Komentarze: 1

Piątek

Dzisiejsza pogoda mnie zaskakuje. Rano wstałam, to było pochmurno, a przy wypuszczaniu psa na dwór, zauważyłam, że padał śnieg w postaci małych kuleczek. W jakieś dwie godziny później zaczął padać ten sam śnieg, co rano. Popadał chwilkę i w chwilę później już padał puch śnieżny. Popadał intensywnie 3-4 minutki i niebo się rozjaśniło, jakby zakwitło błękitem lazurowego wybrzeża. A słońce? Słońce zabłysło swym blaskiem oświetlając wszystko, wkradając się do domu i oślepiając swym światłem.

Po dłuższym czasie wszystko zaczyna bardzo powoli znikać, zasłaniane przez chmury, żeby znowu wzmógł się wiatr, zrobiło się chłodniej i ciemniej.

 

Sobota

Dzisiaj rano (7:??) obudził mnie pies. Chciał wyjść na dwór, więc wstałam i jeszcze zaspana poszłam go wypuścić. Otwierając drzwi musiałam użyć trochę większej siły niż zwykle, co mnie rozbudziło nieco. Zorientowałam się, że śnieg zasypał mi wejście do domu i poszłam spać dalej. Po pół godzinie wstałam i zobaczyłam, że wszystko jest w śniegu, a na termometrze jest -7 stopni Celsjusza. Dałam rybom jedzenie – przyznam, że ono śmierdzi – i nakarmiłam koty. Pies i ja zjedliśmy ostatni - placki z dżemem.

Po rozpaleniu w piecu zdecydowałam się iść do sklepu. Musiałam trochę odśnieżyć wejście do domu, co prawda więcej było lodu niż śniegu. Śniegu za to było dużo wszędzie indziej. Jakiś pies wlazł na podwórko – nie wiem czyj, nie wiem jak – i zaczął na mnie skakać. Wystraszyłam się - kto by się nie przestraszył – ale on chciał się tylko bawić.

Idąc do sklepu nagle poczułam ból w kostce – obtarcie - ale jakoś doszłam do sklepu kupiłam, co miałam kupić i wróciłam do domu. Tutaj zdjęłam buty i zobaczyłam sporo krwi na skarpetce, a w domu ino spirytus salicylowy i nawet plastra nie ma, ale była gaza i bandaż elastyczny. Przemycie rany spirytusem jakoś przeżyłam, ale myślałam, że zęby w dłoń wbiję.

            Wieczór, wczesny wieczór. Pies się rozłożył na korytarzu, że trzeba wielki krok nad nim robić, bo się nie ruszy. Kot jeden – po wypieszczeniu – leży w pokoju na łóżku, a drugi - po wygłaszaniu go przeze mnie – leży obok mnie na rogówce. Rybek dotykać to ja nie będę.

Teraz trzeba kąpieli zażyć.

P.S.

Jutro wracają właściciele domu, więc trzeba będzie uporządkować co nieco, tu i ówdzie.

            Chcę jeszcze dodać, że ten tydzień – nawet więcej niż tydzień, bo 9 dni – spędzony tutaj, to tak jakby spełniło się moje marzenie. Zawsze chciałam mieć domek z ogrodem, gdzieś gdzie bym była blisko przyrody. Do tego dużego psa, najlepiej owczarka niemieckiego – tu jest duży, ale nie wiadomo jakiej rasy - i przynajmniej jednego kota, czarnego, a tu są dwa koty, w tym jeden czarny. Jedyną wadą tego chwilowo urzeczywistnionego marzenia jest to, że nie ma tu – poza mną – mojej rodziny, jaką bym chciała jeszcze mieć.

pyl_na_wietrze : :
lut 02 2006 Małe potwory.
Komentarze: 1

‘Kiedyś sądziliśmy, że jest tylko to, co widać. W miarę jak ludzkie oko coraz bardziej się uzbrajało, stawało się jasne, że to, co widać, to zaledwie czubek góry lodowej. Że także w mrokach mikroświata czai się życie. Czasem przypominające małe potwory. Ot, takie choćby roztocza. Widzieliście kiedyś te zaopatrzone w świńskie oczka ryje? Te czułki, te szczypce? Te obrzydliwie obłe kształty? W powiększeniu oczywiście, bo gołym okiem roztoczy nie ujrzycie. Teraz wyobraźcie sobie, że w waszym łóżku gmera pół miliona tych miniaturowych monstrów. Kiedy śpicie, spacerują sobie po was, wchodzą wam do buzi, zajadają się złuszczonym naskórkiem, który spadnie na prześcieradło.’

BAKTERIE

(…)‘Największe z tych jednokomórkowców osiągają długość ok. 0,5 mm. Zwykle wyglądają jak pałeczki, czasem są trochę poskręcane. Każdy pocałunek oznacza wymianę nie tylko uczuć, ale także tysięcy bakterii. Bo w jamie ustnej mieszkają ich miliardy! A na skórze albo w układzie trawiennym nawet biliony. Każdy dorosły człowiek nosi w sobie lub na sobie ok. dwóch kilogramów bakterii. A może to one noszą nas, bo mamy ich więcej niż naszych własnych komórek. Fajnie, co?

            Pewnie, że fajnie, bo bakterie to nie tylko wywołujące dżumę Yersinia pestis albo odpowiedzialne za wrzody żołądka Helicobacter pylori. Bez wielu bakterii po prostu byśmy sobie nie poradzili. To dlatego kiedy bierzemy antybiotyki, trzeba pić jogurt. Antybiotyk, zabijając złe dla nas bakterie, jedzie przez nasze ciało niczym husaria – niszczy wszystko, co stanie mu na drodze, wroga i przyjaciela, a więc także bakterie dla nas dobre. Na przykład te, które żyją sobie w naszym układzie pokarmowym, pomagając nam w trawieniu. I takie bakterie, np. pałeczki kwasu mlekowego Lactobacillius acidophilus, mieszkają właśnie w jogurtach. Dlatego, mimo że jaurt to po turecku po prostu kwaśne mleko, my nazywamy go probiotykiem – bo w przeciwieństwie do antybiotyku przywraca naturalną równowagę ciała.

            A propos układu pokarmowego. Wiedzieliście, że przeciętny człowiek w ciągu całego swojego życia produkuje pół tony odchodów? To prawdziwa kupa odpadów, którą można wykorzystać. Można, bo mieszkają w niej bakterie, które produkują metan. Tym biogazem możemy choćby ogrzać nasz dom. Czy to nie piękny obieg zamknięty?

            W Indiach z krowiego łajna robią mydło. Po pierwsze, krowy są tam święte, a po drugie, Hindusi cenią sobie bakterie, które krówki wydalają z siebie razem z „wiecie czym”. Bo mydło z bakteriami przyzwyczaja do nich ludzki organizm i pomaga nabrać odporności. Dodam jeszcze, że kogo nie stać na produkt przetworzony, bierze garścią bezpośrednio z ziemi… Pamiętajcie o tym, jeśli jakiegoś pięknego letniego dnia, idąc na boso po soczystej łące, wdepniecie w krowi placek. Przypomnijcie sobie też powiedzenie, że częste mycie skraca życie. Coś w nim jest, bo przesadnie szorując nasze ciała, pozbywamy się kontaktu z bakteriami. A przez to tracimy odporność (wiedzą o niej co nieco dzieci, które uwielbiają taplać się w błocie).

            No, ale w końcu wszyscyśmy bakterii. Nie chodzi tylko o to, że ponoć przejęliśmy od nich mitochondria odpowiedzialne za dostarczanie energii naszym komórkom. Chodzi o to, że od bakterii zaczęło się na Ziemi życie. Kilka miliardów lat temu te mikroskopijne stworzonka były panami świata. Pierwszymi organizmami, które pojawiły się na naszej planecie. To one zmieniły pustynię w raj. To dzięki nim mamy drzewa, wieloryby, kwiaty i ptaki. To dzięki nim jesteśmy. Dlatego zasługują na troszkę szacunku.’

/Tomasz Ulanowski/

P.S. Do ERRAD...

... gdybys był moim gościem akurat w tym czasie kiedy mam jeszcze keks, to na pewno bym Cię poczęstowała. Kawą, czarną też. Potem byśmy poszli na spacer po lesie - tam rośnie dużo sosenek... ale to po "przeniesieniu" drewna na opał do piwnicy ;o)

pyl_na_wietrze : :
lut 01 2006 kuskus?
Komentarze: 1

Dzisiaj piec od centralnego grymasił, nie chciał dać ogniowi się rozwinąć, ale podrzucanie to papieru, to igliwia – bodajże tak się nazywa drewno nasączone żywicą - dało rezultaty pozytywne :o]

Wybrałam się też do sklepu po produkty spożywcze – całe szczęście, że jest tu sklep :o]

Zrobiłam keks. Ugotowałam też zupę - pierwsze danie na jutrzejszy obiad. Owa zupa, to takie nie wiadomo co: bulion warzywny, troszkę ziemniaków i kuskus. Na drugie danie pewnie będzie kasza jęczmienna i chyba pulpety – tudzież klopsiki.

Wujek mi naszykował drewna do palenia w piecu, ale coś mi się wydaje, że troszku za mało tego jest żeby wystarczyło do niedzieli włącznie :/ Chyba będę zmuszona znosić po trochu drobniejszych kawałków zza obórki :o

 

pyl_na_wietrze : :